wtorek, 21 lutego 2017

Wnuczka na pokaz, a piekielni dziadkowie

Słońce świeci za oknem. Kubek gorącej kawy z mleczkiem stoi obok laptopa, muzyka gra w tle więc biorę za pisanie.

Zapewne każdy z Was ma lub miał dziadków, gdzie za jednymi bardzo przepada (przepadał), a za tymi drugimi już definitywnie mniej. Tak też jest i w moim przypadku. Dziadków ze strony Mamy bardzo lubię i szanuję, a natomiast ze strony Ojca już nie darzę taką sympatią. Na to wszystko nałożyło się wiele czynników. Pozwólcie, że przedstawię Wam dlaczego uważam, że jestem wnuczką na pokaz i dlaczego nie są oni mile widziani w moim życiu.

Rodzice Ojca kupili kamienicę i jakoś przed moim pójściem do zerówki się tam wprowadziliśmy. Mieszkaliśmy na tym samym piętrze na przeciwko siebie. Niby nic takiego, ale z czasem zaczęło to być bardzo, ale to bardzo frustrujące. Wiecie kiedy jest się dzieckiem, to się zbytnio nie przywiązuje takiej uwagi jak do prywatności. Dzieciak ma swoje beztroskie życie i jest mu z tym dobrze. Jednak wszystko do czasu. Im stawałam się coraz bardziej starsza to zaczynało mnie denerwować to ich wchodzenie bez pukania. Chrzestna zawsze jak przyjeżdżała z mężem do dziadków w odwiedziny i wpadała do nas na kawę czy ploteczki, to zawsze ona czy wujek pukali. Dziadkowie chyba tego stylu zachowania nie znali albo zapomnieli, cholera wie. No nic.

Pomagać pomagało im się jak tylko dało. Niby zawsze się radzili rodziców o wszelakie remonty to i tak ZAWSZE robili po swojemu. Z gorszymi efektami. Ile razy było, że przywieźli drzewo a to nas dziadek zaciągał do roboty, a kuzynek sobie spał, bo musi się wyspać czy jego zięć jak przyjechał z chrzestną. Rozumiem, że byli w Gości, ale nawet od samego siebie żeby zaproponować pomoc. Nie, trzeba było wiecznie nas zaciągać do roboty. Później po komunii kuzyn został zabrany do Hiszpanii z powrotem i już tylko przyjeżdżali w wakacje lub w święta. Kontaktu z kuzynem nie mam, usunął mnie ze znajomych, na wiadomości nie odpisywał.Nie wiem czemu, ale nie o tym.

Jak miałam osiem lat, chrzestna przywiozła do Polski swojego syna i zostawiła go tu na okres czterech lat, żeby nauczył się języka polskiego i takie tam. Mniejsza już oto w jakim celu. Z kuzynem pomimo bariery językowej, bo niestety on tylko po hiszpańsku mówił jakoś się szybko dogadałam. Kuzyn w błyskawicznym tempie opanował polski. Razem się bawiliśmy, dziadkowie zabierali nas na wycieczki. Bywało, że parę razy zabierali tylko kuzyna. Za bardzo z początku nie odczuwałam tego, że kuzyn jest bardziej faworyzowany niż ja. Ja to tylko wnusia na pokaz, że w ogóle jest jakaś wnusia. Kuzyn z czasem był coraz to bardziej chwalony, wyróżniany, doceniany.

Takie najgorsze piekło mieszkania z dziadkami to zaczęło się chyba po tym jak rodzice się rozwiedli. Jak Ojciec odszedł do innej kobiety, to dziadkowie rozpowiadali sąsiadkom, że wyjechał za granicę, bo wstyd im było mówić, że ich syn rozszedł się z żoną. Wiecie taki typ ludzi, którzy ogromną wagę przywiązują do tego co inni powiedzą. Do tego dla nich zawsze ważny był pieniądz. Wiecznie narzekali, że nie mają kasy a co roku dziwnym trafem pieniążki na wszelakie wczasy się znajdowały. Mało tego, przecież kamienica miała jeszcze dodatkowe mieszkania z lokatorami od których brali kasę więc? Nie mieli kasy? Jasne.

Babka Matce nigdy nie podarowała. Kilka dni po rozwodzie oznajmiła jej, że jest obcą osobą. Rozumiecie? Po 17 latach mieszkania pod jednym dachem ona stwierdziła, że moja Matka jest obcą osobą. Już nie należy do rodziny. Kiedyś Mama mi opowiadała, ze była sytuacja gdzie babka ją od dziwek zwyzywała, że zdradza ona męża. Nawet nie popuściła, kiedy Ojciec pił i trzeba było zapłacić rachunki, a Ojciec całą wypłatę przepijał i Mama tylko ze swojej pensji nas utrzymywała. To zmuszona była sprzedać swój pierścionek złoty, który dostała od swojego ojca, żeby tej podłej kobiecie zapłacić. Zero współczucia. Ją to nie interesowało czy Matka będzie miała co do garnka włożyć...własna teściowa...podła szmata.

Babka straciła w moich oczach jakikolwiek szacunek w momencie kiedy to zwyzywała mnie od kurew i to, że jadę się kurwić. A to był dzień, kiedy jechałam pierwszy raz na spotkanie z Lubym. Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy przyszła, gadka szmatka a potem zaczęła mnie zwyzywać. Poszłam myć głowę to wróciła zaczęła przepraszać i znów zaczęła mnie obrażać i nazywać kurwą. Uwierzcie lub nie, ale miałam ogromną ochotę jej za przeproszeniem wpieprzyć. Dać porządnego liścia w ten jej niewyparzony pysk.

Przez wiele długich lat nie znałam, może inaczej nie czułam co to znaczy własna prywatność. Babka wchodziła do nas jak do siebie, grzebała jak u siebie po naszych rzeczach. Już Matka jej zwracała uwagę, że nie chce aby brała nasze pranie ze swoimi ciuchami. Zniesmaczona była na to, że Mama kawę zmieniła. Kawę.... no ręce opadają. Zaglądała po szafkach, brała co chciała. Dosłownie.

Kwestia spadku i testamentu też miała wiele różnych wersji. Na początku, że połowa na Ojca i na chrzestną. Po rozwodzie rodziców wersja ta uległa zmianie, że połowa na mnie i na ciotkę. Później, że na mnie i na kuzyna. A jak ja się zbuntowałam to już, że ciotka z kuzynem no i jej mąż też coś dostanie. A ja? Stałam się tą najgorszą. Cóż... jak dla mnie mogą to wszystko wciąż ze sobą do grobu.

Uwierzcie lub nie, ale kiedy się stamtąd wyprowadziłam to poczułam, że żyję. Odetchnęłam psychicznie. Szkoda mi było Mamy, bo została sama i babka nie dawała jej żyć. Dopiero po dwóch latach udało się i jej uwolnić od nich. Od tych toksycznych ludzi. Od niej, tej wiedźmy. Zaznała w końcu prywatności. Mogła już na spokojnie zacząć układać sobie życie na nowo. Tak jak i ja. Odetchnęłyśmy pełną piersią od niej. Od tych piekielnych ludzi, chociaż tutaj najbardziej piekielną osobą była, jest i pewnie do samej śmierci pozostanie babka, bo tacy ludzie już się nie zmieniają.

Zostali sami. Na własne tak naprawdę  żądanie. Gdyby mieli choć trochę empatii i zachowywali się normalnie, pewnie było by inaczej. Fakt dzwonię z życzeniami. Ale od momentu przeprowadzenia się do Lubego unikałam jak ognia tego by oni przyjechali tutaj. I to się udawało, zawsze to myśmy jechali jeśli byli gdzieś w pobliżu. Raz to Luby się rozchorował no to w ogóle się nie spotkaliśmy. Tak samo cholernie trudno mi było ich zaprosić na wesele, np ale trzeba było. W duchu modlę się, żeby nie przyjechali, ale wiem, że nawet jak babka będzie się źle czuła nie popuści i przyjedzie.

Pamiętam też sytuację, gdzie ciotka (siostra dziadka) mówiła mojej Mamie, że dlaczego dziadek nie pochwalił się tym, że wyjechałam, że udało mi się znaleźć pracę, że udało mi się ułożyć sobie życie, tylko przez internet, a dokładnie facebooka się dowiedziała co u mnie słychać. Wiem, że się mu głupio zrobiło, ale cóż...kuzyn i tak zawsze będzie na pierwszym miejscu. Córeczka też bo dopóki pieniążki przesyła to dla mamusi jest cudowna. Ale jak tylko przyjeżdżała to po paru dniach babka narzekała już na nią i miała jej dość.

Kontaktu z synem nie mają. Wiem to, bo jak odzyskałam z nim kontakt to się go pytałam. Po prostu się do wyparli, a on też zbytnio nie chce z nimi mieć kontaktu. Co mnie zresztą wcale nie dziwi, bo jednak coś musi być na rzeczy skoro własne dziecko nie zwróciło się o pomoc do rodziców, kiedy został wyrzucony przez żonę (tę drugą kobietę, nie moja Matkę) z domu i nie miał gdzie się podziać, tylko wolał iść do Domu Brata Alberta.

Także na stare lata zostali sami jak palec.

Maargaret