środa, 21 lutego 2018

Dom = Rodzina


       "Dom - to nie tapety, nie meble, nie kąt z żyrandolem, obrazem. Dom - to tam gdzie choćby pod gołym niebem ludzie SĄ RAZEM" - zaczerpnięte z cytaty.pl 

Dom. 

Dom tworzą i budują ludzie. Dwoje kochających się i szanujących ludzi. Krok po kroku od podstaw, od samych fundamentów stawiamy kolejne cegły naszego domu. Wkładamy w to wiele pracy, miłości, zaangażowania. Bo gdy dwoje ludzi pragnie, aby w ich domu panowała harmonia to RAZEM oto dbają. Nie w pojedynkę, lecz we dwoje. W końcu na tym polega wspólne partnerstwo, na wsparciu siebie nawzajem. Dokładnym i uważnym słuchaniu tego co mówi każda ze stron. Związek to też pewne poświęcenia, umiejętność znajdywania i pójścia na kompromis, kiedy każde z nas ma inne zdanie. Umiejętność godzenia się po kłótni. Nie uciekanie od problemów, od poważnych rozmów. 

"Dom jest tam gdzie nasza miłość. Mogą go opuścić nasze stopy, ale nie nasze serca" - zaczerpnięte z cytaty.pl

Rodzina. 

Rodzina może być mała albo duża, ale zawsze kojarzyła mi się z ciepłem ogniska domowego. Dlatego myśląc o domie pierwsze co mi przychodzi do głowy to rodzina. 

Pamiętam jak za czasów szkolnych przesiadywałam u Kei w kuchni przy kubku gorącej herbaty z cytrynką i jak żywo dyskutowałyśmy o naszych planach na przyszłość. Jak to nasze niewinne buzie z ogromnym entuzjazmem mówiły o tym, że pragniemy znaleźć faceta, z którym będziemy chciały spędzić resztę swojego życia przy Jego boku. Kiedy to nam się oświadczy, a potem będziemy snuły plany o ślubie. Założymy każda z nas swoją własną rodzinę, w której pojawi się owoc miłości, czyli dziecko. Będziemy dbały o nasz dom, oto by panowała w nim harmonia i ład. Pielęgnowały szczęście jakie to udało nam się znaleźć. Może i zostałybyśmy takimi kurami domowymi, ale komu to przeszkadza ? Takie to były nasze marzenia. Nasze cele życiowe. Nasze priorytety. 

Te cele życiowe, marzenia cały czas tkwiły w mojej głowie. Bardzo szybko pamiętam poczułam ten instynkt macierzyński aby zostać mamą, no ale trzeba było najpierw znaleźć odpowiedniego partnera, z którym te marzenia można by było zrealizować. 

Z biegiem czasu jak dorastałyśmy to i co rusz nowi ludzie pojawiali się w naszym życiu, ja czy Kei każda z nas ma za sobą parę związków, z różnymi facetami, aż w końcu i los się do nas uśmiechnął i w naszym życiu pojawił się TEN właściwy. 

Tak też się złożyło, że ja i Kei zaplanowałyśmy ślub w tym samym miesiącu i roku, tylko już inne daty nas różniły. Ja wyszłam dwa tygodnie szybciej od niej, gdzie nie będę ukrywała Kei jest dłużej stażem ze swoim mężem niż ja z Lubym, i myślałam, że ona dużo szybciej wyjdzie za mąż niż ja. 

Niestety po 4 miesiącach małżeństwo Kei  zaczęło się rozpadać. W sumie to nawet przed ślubem już były problemy, ale jak to Kei mówiła liczyła na to, że po ślubie się zmieni wszystko na lepsze. Ale znając życie po ślubie przeważnie psuje się jeszcze bardziej niż coś polepsza.

Informacja o tym nie tylko mnie zszokowała, ale i innych. Bo w dniu ślubu Kei była bardzo szczęśliwa i to było widać po niej, a tu proszę...

I to też nie tak, że nie rozmawiała ona z mężem. Były próby podjęcia poważnej rozmowy i to nie jeden raz, ale jej mąż cóż wolał strzelić fochem i zachować się jak mała dziewczynka, której zabrano lizaka. Czy tak zachowuje się dorosły facet po 30stce? Myślałam, że jest bardziej dojrzały, ale pozory lubią mylić. Tak bardzo skupiał się na pracy i na tym, żeby zarabiać kasę, że zapomniał o tak ważnej osobie jaką jest kobieta, która chciała spędzić z nim resztę życia. O ich wspólnym życiu. O tym, że są sprawy o wiele ważniejsze jak praca i pieniądze, że ważna jest rozmowa między dwojgiem ludzi. No bo to przecież dzięki rozmowom budujemy nasze relacje między sobą. A niestety okazało się jak bardzo mało dojrzały jest. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ma on idealny przykład swoich rodziców, którzy żyją w separacji już lata i nie żyją ze sobą. Mógł wyciągnąć z tego wnioski i nie popełniać tego samego błędu.  

Dlatego to napisania tego postu nakierowała mnie sytuacja u Kei, oczywiście wcześniej zapytałam jej czy mogę o tym napisać na blogu, wyraziła zgodę więc nic nie jest tutaj bez jej wiedzy. A zdanie jej męża? Szczerze mam głęboko w pupie :-)

Mówiłam Kei, że od samego początku mi się pan M nie widział jako mąż dla niej. Ale z racji tego, iż Kei jest moją Przyjaciółką zaakceptowałam jej wybór i szanowałam jej decyzję. Bo nie będę się przecież wtrącała skoro przy nim czuła się szczęśliwa. Tylko z początku jak potrafił za nią wchodzić krok w krok, dosłownie krok w krok, że nawet to kibla za nią potrafił wejść (nie ściemniam), jak taki piesek przy nóżce to tak teraz po jakimś czasie wszystko się zmieniło. Praca, pieniądze i gry były dla niego priorytetem. A zabranie żony od czasu do czasu na jakąś randkę? Zrobienie jej jakieś miłej niespodzianki? Koleżanki z pracy potrafił zabrać na drinka, to żony już nie? Ciągłe zabieranie w te same miejsca też się człowiekowi z czasem nudzi.

Kei sama też jest świadoma, tego że i ona zawiniła i popełniła kilka błędów (bo wiadomo, że wina zawsze leży po obu stronach). Ale znam ją i wiem, że chciała pokazać się z jak najlepszej strony, że potrafi zadbać o dom itp. Tylko szkoda, że z moich obserwacji wyszło iż on nie potrafił tego docenić. Mało, bardzo mało jej pomagał w domu. Rozumiem, że kiedy wyjechał do Anglii i to on był z początku żywicielem i miał na głowie utrzymywanie wszystkiego, to Kei zajmowała się domem póki nie znalazła pracy (kiedy do niego oczywiście tam zjechała). Ale kiedy tylko jej się też udało i już we dwoje pracowali, no to logiczne, że razem też coś robimy w domu.

Kei jest typem osoby, której nie wiele trzeba do szczęścia, od czasu do czasu sprawienie jakiejś miłej niespodzianki. Od czasu do czasu wręczenie jakiegoś kwiatka, zabranie na spontaniczny spacer. Zabranie do jakiejś restauracji na kolację albo przygotowanie jej w domu przy świecach. Odrobina uwagi ze strony drugiego człowieka to tak naprawdę nie dużo, a jednak wiele. To zainteresowanie. To jednak ciągłe staranie się i dbanie o drugą osobę. Oto by była szczęśliwa. Kei nie wymagała drogich prezentów, bo nigdy nie przywiązywała do tego aż takiej uwagi. Tak samo jak ja. 

I szczerze miał on szansę na uratowanie swojego małżeństwa. Oj miał, ale co zrobił? Zdecydował się wyprowadzić. Czy tak robi facet, który twierdzi, że kocha swoją kobietę? Mówi, że czuje się przy niej szczęśliwy? Pomimo tego, że ona powiedziała mu, że go już nie kocha nawet nie spróbował się postarać. Nic nie zrobił. Kompletnie. Nie wspominając, że non stop się jej pytał co się dzieje, w czym problem i Kei mu wszystko po raz enty wałkowała to do niego nie docierało. Pokazywała mi ich rozmowę. Ona potrafiła mu walnąć esej a jego reakcja no cóż...

Odkąd pamiętam dla Kei zawsze bardzo ważna była rodzina i utrzymywanie z nią relacji. Pomimo tego jak się tam układało między nimi. Natomiast jej mąż ze swoją rodziną nie chciał utrzymywać bliskich stosunków, co Kei szanowała licząc też na to, że i on uszanuje jej decyzję. Tym bardziej, że Kei tato nie krył się z tym, że go nie lubi. Ale w dniu ich ślubu przełamał się i po raz pierwszy nazwał M swoim synem. A nie ukrywajmy, że dla faceta, a tym bardziej ojca takie słowa to mają ogromne znaczenie. I tym samym zaakceptował go. A on? Nie uszanował tego, nie docenił. Jednym słowem miał na to brzydko mówiąc wyjebane. Byli w Polsce i Kei chciała odwiedzić ojca, a on do niej z tekstem "no to jedź". Pokazał tym jak bardzo szanuje swoją kobietę  nie wspominając o tym jak szanuje jej rodzinę. Już nie mówiąc o świętach, gdzie Kei rozmawiała z rodzicami przez skypa a on  poszedł sobie spać. Normalnie zachowanie jak u jakiegoś dzikusa.

Ostatnio mi też powiedziała, że jej własny mąż nie wiedział co ma jej kupić na prezent pod choinkę. Czyżby nagle po tylu latach nie znał swojej żony i tego co ona lubi? Powiedziała mu dokładnie co chce, dobrze wiedział, ale i tak kupił nie to co trzeba. U nas Luby zna mnie, wie co ja lubię i potrafi mnie zaskoczyć. Idealnie mu wyszło zaskoczenie mnie w święta, bo wyraźnie ustaliliśmy, że nie kupujemy sobie w tym roku prezentów, no bo nasz prezent rośnie w brzuszku. A tu w Wigilię podaje mi prezent. Zaniemówiłam, a jak mu potem tyłek trułam, że nie potrzebnie pieniądze wydawał :-) ale i tak się ogromnie ucieszyłam. A kolczyki które dostałam są śliczne, delikatne takie jakie lubię. 

I tak patrząc na tą całą sytuację co u niej się wydarzyła przypomniało mi się zdarzenie u nas z związku. Gdzie jak przeprowadziliśmy się już na nasze własne mieszkanie to po jakimś czasie i u nas w związku coś zaczęło się psuć, przygasać. Ja się zamykałam w sobie, Luby wolał iść grać. I tak z dnia na dzień oddalaliśmy się od siebie do czasu. Pewnego popołudniu siedliśmy oboje i poważanie pogadaliśmy. Każde z nas wyrzuciło z siebie to co go bolało i tak jak dwoje ludzi, którzy chcą być ze sobą i się kochają zaczęliśmy we dwoje naprawiać to co się zaczęło psuć. I co ? Warto było bo teraz jesteśmy małżeństwem. Czyli jaki wniosek? Trzeba ze sobą rozmawiać, szczerze, otwarcie a nie chować czy obrażać, czy też strzelać focha. Skoro jesteśmy dorośli to zachowujmy się jak dorośli.

Maargaret