poniedziałek, 7 listopada 2016

Być albo nie być

"Bo jeśli samobójstwo jest jedynym rozwiązaniem, możesz przynajmniej wybrać broń, z jakiej zginiesz" - Stephen King (Doktor Sen) 

Samobójstwo.

Jak wielu ludzi, młodych czy też starych ucieka się do tak tragicznego kroku by odebrać sobie samemu życie? Jak wielu ludzi, potrzebuje pomocy, wsparcia, otuchy, by nie odebrać sobie życia? Jak wielu ludzi niemo krzyczy wołając o naszą pomoc?

Mnóstwo. To możesz być Ty, Twoja Matka, Ojciec, przyjaciółka, przyjaciel, koleżanka, kolega, dziadek, babka, ciotka, lekarz. To może być każdy z nas.

Zawsze jest trochę prawdy w każdym
"ŻARTOWAŁEM"
Trochę wiedzy w każdym
"NIE WIEM"
Trochę emocji w każdym
"NIC MNIE TO NIE OBCHODZI"
...i trochę bólu w każdym
"U MNIE W PORZĄDKU" - cytat zaczerpnięty z internetu

Co robisz, kiedy dowiadujesz się, że ktoś z Twojego otoczenia targnął się na własne życie? Co czujesz myśląc, że ta osoba popełniła samobójstwo? Jak reagujesz na to? Myślisz sobie co ją/jego do tego nakłoniło? Dlaczego tak postapił/ła ? Pojawia się wiele pytań, na które tak naprawdę nie ma odpowiedzi.

A co tak naprawdę czuje samobójca/samobójczyni ? Co nim kieruje? Czy to egoizm? Strach? Tchórzostwo?

Szczerze to tak naprawdę wszystko napędza człowieka do tego by odebrać sobie życie. W tym momencie nie myśli się o innych. Człowiek staje się egoistą i myśli tylko i wyłącznie o samym sobie. Nie interesuje się nikim innym. Po prostu chce umrzeć. Chce zniknąć. Pragnie to raz na zawsze wszystko zakończyć. Definitywnie. Przecież jest wiele sposobów na odebranie sobie życia, od niebanalnych po ekstremalne.

A wiecie co tak naprawdę odgrywa największą rolę? Psychika. Nie inaczej. Człowiek silny psychicznie, twardo stąpający w życiu, raczej nie targnie się na swoje życie, skoro potrafi sobie w życiu poradzić, ewentualnie uda się do psychologa czy też psychoterapeuty lub też porozmawia z kimś bliskim i powie co mu na duszy leży.

A co ma począć człowiek, który załamał się psychicznie, całkowicie sięgnął dna? Taki ktoś nie przyzna się, że jest załamany. Będzie kłamał. Tak, będzie Was utwierdzał w przekonaniu, że u niego jest wszystko w porządku, a pod maską będzie wszystko się w nim kotłować. Zacznie się unikanie, coraz większe zamykanie w sobie. I myślenie. Myślenie o głupotach. Myślenie o zabiciu się.

Skąd to wiem? Bo sama jestem niedoszłą samobójczynią. Tak, próbowałam targnąć na własne życie.

Przez długi czas stałam twardo na ziemi. Miałam naprawdę silną psychikę. Ale to wszystko runęło, jak za jednym machnięciem różdżki. Moja psychika runęła. Nocami płakałam, żeby nikt nie widział. Za dnia udawałam, że wszystko jest w porządku. Odsuwałam się od innych.. Izolowałam się. Skrywałam się w swojej własnej skorupie. Cięłam się. Cięłam sobie ręce i to sprawiało mi satysfakcję. Chore co?

Aż pewnego razu wzięłam garść tabletek, które pamiętam zostały mi przepisane przez neurologa, bo się nabawiłam nerwicy i miałam je brać tylko i wyłącznie kiedy dostawałam ataków paniki, czyli trzęsły mi się ręce, czułam że zaraz zemdleję itp. W innym wypadku miałam ich nie brać, bo były silne. Inaczej mówiąc przedawkowanie ich w najgorszym wypadku odebrało by mi życie, a w najlepszym sprawiło by pewnie, że zapadłabym w śpiączkę lub stała się warzywem. Pamiętam jak dziś, że wzięłam ich 16... 16 tabletek na raz. Nie myślałam wtedy o najbliższych, myślałam o sobie, o tym jak bardzo pragnęłam odebrać sobie życie i zniknąć. Raz na zawsze zniknąć. Zasnąć i się nigdy więcej nie obudzić. Po jakiś 2-4 godzinach zmroził mnie przerażający strach, że ja naprawdę mogę umrzeć. Zadzwoniłam po karetkę i wylądowałam w szpitalu, gdzie miałam płukanie żołądka. Podłączona byłam do kroplówki.

Rodzice byli przerażeni. Ja nadal byłam zamknięta w sobie. W szpitalu szczerze miałam wizytę psychologa, ale jakoś nie wykazał chęci pomocy. Śmieszne co, jesteś w szpitalu, po próbie samobójczej, oczekujesz że jednak ktoś Ci pomoże a tu lipa? Nie złe rozczarowanie. Zawód jakich mało.

W domu porozmawiałam z rodzicami. Jakoś starali się pomóc, lecz nie bardzo im to wychodziło. Wciąż walczyłam z depresją, która nie wracała a nie raz sobie odchodziła na jakiś czas. Wszystko tak naprawdę się zmieniło, dopóki się nie wyprowadziłam, gdzie wtedy poczułam że żyję. Miejsce w którym mieszkałam i nie miałam zbyt dobrych wspomnień, było powodem mojego stanu. Ale o tym napiszę w innym poście. Wtedy poznacie powód mojego targnięcia się na własne życie.

Dlatego jeśli widzisz bądź zauważysz coś niepokojącego wśród Twoich znajomych, bliskich REAGUJ! Bo to może być Twoja jedna jedyna szansa na to by tak naprawdę uratować komuś życie. Dla Ciebie to może być nic, dla tej drugiej osoby to może być wiele. Uwierz mi taka osoba nie będzie głośno krzyczała ani wołała o pomoc. Wręcz przeciwnie, to będzie niemy krzyk o pomoc.
Nie ignoruj tego. 

"Jak wiele odwagi potrzeba, żeby odebrać człowiekowi to co ma najcenniejsze, czyli życie?" - cytat zaczerpnięty z internetu  

Maargaret

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz